gosc w domu? ;))
Komentarze: 0
bylam w domu. smieszne to uczucie, kiedy we wlasnym luzku [dotychczas wlasnym] jest sie gosciem. cudowne uczucie.
przyjechalam z zaskoczenia. najbardziej to zaskoczylam chyba sie. nie planowalam. wsiadlam w samochod [swoja droga to niekiepska fura – ma trzy litry w silniku. mozna tym samochodzikiem pojezdzic tak jak loobie – szybko i bezpiecznie. na maxa szybko. szkoda ze nie muj ;( ]
w kazdym razie wsiadlam i pojechalam. wpadlam do klubu i spotkalam asie i wrombla.
wrombel miala byc w danii, okazalo sie ze wrocila na miesiac i teraz jedzie do szwecji. [ciekawi mnie po co ludzie jezdza na kolo podbiegunowe na caly rok?] smieszne – wrombel byla z jakimis dziecmi. nic nie mam przeciwko dzieciom, ale te byly jakies straszne. starsze od mojej siostry, a takie..dretwe?, niezyciowe?, nie wiem co z nimi bylo..., niefajne?
potem wyladowalysmy u fadziego ;) [ja i asia]. no ...impreza byla calkiem konkretna. no i policaja of kors zajrzala i kazala nam sobie pojsc.
to poszlismy do parku – pogoda byla przefajna.
gadalam z siostra. ucieszyla sie ze mnie widzi.
stwierdzilysmy, ze jestesmy tak samo popieprzone i tylko dlatego tak dobrze sie rozumiemy. to prawda chyba.
smutnym stwierdzeniem jest to, ze jednak zajebiscie za soba teskimy. nawet ona chyba troche bardziej. a zatem czyzby? przeprowadzi sie do stolycy?
obie nie czujemy wakacji – bo zawsze od x lat - wyjezdzalysmy razem. na na maxa wyluzowane wypady plenerowe. i teraz nagle nie wiadomo z jakiego powodu nie jedziemy razem. to prawie jakby nie bylo wakacji. co z tego, ze przede mna rejs mojego zycia?! co z tego ze ona teraz traci wszystko co ma [z moralnoscia wlacznie ] w berlinie?!
nie razem. a szkoda. bo razem jest zawsze fajnie.
siostra proponowala: - jedz znami [wczoraj odwiozlam je na pociag do kutna, zebysmy jak najdluzej mogly sie razem powyglupiac].
ja tylko powiedzialam: - nie podpierdalaj, bo wsiade i bedzie smutek.
bo ja bym mogla. a teraz jest tak, ze juz nie moge byc spontaniczna. tego mi zal najbardziej. ze musze wczesniej planowac. nie cierpie planowac. a teraz po prostu musze. jak chce miec za co jezdzic na wakacje. i dawac jeszcze na to kase siostrze ;))))
ale w sumie wizyta w domu byla jak najbardziej pozytywna. prawie. tylko mama mnie martwi. depresja dramatyczna. dlaczego ona nie chce sie leczyc? co ja tak gryzie? nie wiem. nie chce nic powiedziec.
chociaz mam takie wrazenie ze jak jestesmy razem [wczoraj zabralam ja na spacer, poszlysmy wykapac psy w pobliskim blocie} to jakos jest jej lepiej.
mialam wczoraj wyjechac z domu o 16. o 16 stwierdzilam ze pierdole to serdecznie. jest slonce, jest pies [za ktorym rozpaczliwe tesknie] i jest mama [do mamy na szczescie moge zadzwonic wiec tesknota nie jest taka nieutulona]. niegdzie nie jade.
pojechalam o 22. bylam w domu na 1 w nocy. ale przynajmniej mama sie cieszyla.
ona nie lubi byc w domu sama.
a my [rodzina w sensie] zyjemy w takim popieprzonym tempie, ze nigdy nikogo nie ma. ja w stolycy. tata – jak nie w stolycy to zawsze sobie cos znajdzie. siostra – rowniez dynamiczny czlowiek, tym bardziej ze teraz szkoly nie ma wiec ma sporo czasu.
tylko mama – pilnuje klubu, z reszta i tak nie lubi podrozowac. siedzi z psami sama i nie lubi tego strasznie.
kocham ja i tak. mimo ze mnie martwi jej nerwowosc i latwosc popadania w skrajnie radykalne nastroje. [wczoraj jak robila jajecznice poplakala sie ze jajka sa takie brudne] ale taki urok. nie mozna miec chyba wszystkiego.
ja to w ogole mam cucownych rodzicow.
tak sobie wlasnie pomyslalam, ze to kim jestem, moja niezliczona ilosc znajomych i przygod, moja nizaleznosc, poglad na swiat, zaradnosc – wszystko zawdzieczam im wlasnie.
dziekuje kochani.
Dodaj komentarz