Archiwum 01 lipca 2002


lip 01 2002 Bez tytułu
Komentarze: 0

dzieki temu, ze zyje wedlug prostej jak cep zasady: nie zmieniaj sie na kształt i podobieństwo świata. zmieniaj świat na swój kształt i podobieństwo - zachowuje swoja indywidualność i dystans do tego co mnie otacza.
ale...
jest jedno ale..
pracuje w firmie gdzie regulamin obejmuje nawet kolor majtek. i wierz mi, ze daje rade !!! wystarczy tylko wiedziec czego się chce w zyciu i nie zachowywac oporu beznadziejnego na płaszczyznach, na któych ne mam szans na wygraną. to nawet nie jest kompromis. to jest taktyka. chodzi o to, żeby mnie było dobrze. żebym ja się miała za co bawić i za co żyć po swojemu. po godzianch. ale coż. mamy brutalnyu kapitalizm i tylko dystans do tego daje gwarancję świętego spokoju i zachowania indywidualności. mimo, że nie mogę założyć do pracy gaci jakich chce!
;))))) - to jest muj komentarz do wlasnie przeczytanego wpisu. dystans. powtarzam to do znudzenia.

a tak swoja droga to wlasnie jestem w pracy. jak widać na zalczonym obrazku roboty mam po prostu w huja!

szkoda, ze to przejsciowe. a może i dobrze. jak juz pracować to pracować. nie cierpie udawac. niczego. a jak coś robię to już z sercem. praca, zabawa - nie ma znaczenia. w koncu to mnie z tym potem kojarza. moje nazwisko. moją osobe. a ponad wszystko na świecie nie lubie, jak ktos nie wykonuje należycie swoich obowiązków. kiedy na kimś nie można polegać. kiedy partaczy jak się za coś bierze.

rapunzel : :
lip 01 2002 teoria zwierciadła
Komentarze: 1

ciekawi mnie strasznie co powoduje, że nachodzą nie pewne przemyślenia?

nie ważne w sumie. najważniejsze że coś takiego jest...

 

oczywiście także i mnie pewnego dnia/nocy napadło pytanie kim jestem?

 

jestem składową ludzi i zdarzeń, którzy mnie otaczają. dokładnie tak. ale przede wszystkim jestem taka jak oni mnie widzą. i to nie ma nic wspólnego z co-ludzie-powiedzą. chodzi mi o to, że każdy z nas buduje sam pracowicie swój wizerunek. ocenia pewne zachowania i albo je akceptuje i uważa za godne albo nie. tak czy inaczej kształtuje swoją osobowość poprzez ich powielanie, albo chociażby posiadanie zdania na daną sprawę. ale żeby zbudować swój obraz, siebie potrzeba nam wzorów, anty-wzorów, materiału. a tego są w stanie dostarczyć tylko ludzie. ci których obserwujemy i się z nimi stykamy. ale najważniejszą rolą otaczających nas ludzi jest to, że tylko i wyłącznie przez ich pryzmat możemy sami się zobaczyć. dokonać oceny czy droga jest słuszna. czy to kim jesteśmy nam odpowiada czy nie. bo człowiek, który nigdy nie stanie obok człowieka nawet nie wie, że jest człowiekiem. a gdzie ocena jego wartości? i absolutnie nie uważam, że mogą nas oceniać inni. nie. uważam, że nie można się trafnie ocenić w oderwaniu od kontekstu innych ludzi. tego jak oni nas odbierają, jakie ich zachowania tolerujemy, a jakich nie, co chcemy w innych zmieniać i za co innych kochamy.

bo w przeciwnym razie to chyba narcyzm? ocenianie się w odniesieniu tylko do siebie?

na swój kształt i podobieństwo? czy to nie jest aby trochę zbyt odważne? zbyt samolubne nawet?

rapunzel : :
lip 01 2002 czego może chcieć od życia taki drań...
Komentarze: 2

ponieważ zaledwie od niedawna uczestniczę w zjawisku bloga jako takim postanowiłam kilka takich przeczytać.

tak jak nigdy nie żałuję tego co robię (w końcu lepiej żałować grzechów popełnionych, niż tego, że się ich nie popełniło), tak tym razem nie umiem tego powiedzieć z całą pewnością. nie wiem jak ludziom nie jest szkoda życia na pisanie takich pierdów jak chociażby : „jestem najładniejszą na świecie!”.

nie twierdzę, że każdy powinien roztrząsać tematy egzystencjalne... w końcu to by była hipokryzja, (a hipokryzja zakrawa na zaawansowaną głupotę krótkowzroczną). ale umiar. dystans. no przecież nie można chyba popadać w skrajności i albo życie traktować ze śmiertelną powagą albo wręcz-przeciwnie, zlewać wszystko do bólu. a może ja się nie znam....;)

enyłej – moja filozofia, prosta jak budowa cepa – daje na razie takie rezultaty, że bawię się dobrze i mam za co się bawić. nie wiem czego można więcej chcieć od życia?

aaa sukcesów. ale mam kilka za sobą. przynajmniej dla mnie szalenie ważnych. więc chyba mam być z czego zadowolona.

otaczają mnie serdeczni przyjaciele i ciekawi ludzie, od których codziennie uczę się kim jestem. (teoria zwierciadła, którą ostatecznie sformułowałam pewnej upojnej nocy w piekarni).

 A zatem czego więcej może chcieć od życia taki drań jak ja? ;)

rapunzel : :
lip 01 2002 jush mnie to nie dziwi...;)))))
Komentarze: 0

no i weekend prawie za mną. szkoda. w sumie nie ma to dla mnie
znaczenia czy bawię się w sobotę czy w środę, niestety ma
znaczenie dla większości ludzi z którymi się bawię. a to takie
bez sensu. martwią się o to jak jutro wstaną zanim się położą.

hihihi.
nie dziwi mnie to już ale nie ukrywam, że cokolwiek zastanawia.
po co? w sumie nie ma nic pewnego na tym świecie. wszyscy
krzyczą, że trzeba żyć chwilą, jak przychodzi do życia to każdy
ma plan na najbliższe sto milionów dolarów lat, a nie ma planu
na już. ciekawe jak to jest?
chociaż w sumie wcale mnie to nie interesuje ;)))).
generalnie wiem z obserwacji własnych ( a które wcale nie są
jakieś specjalnie błyskotliwie odkrywcze), że świat, na którym
przyszło mi wieść muj żywot skromny jest wyjątkowo.....pokręcony.
jest najnormalniejszym w świecie (hihi) wariatem.
sprzeczności, oksymorony i zaprzeczenia to są składniki. a zatem
jaki może być rezultat? chyba niekoniecznie normalny.
nienormalność to norma. dlaczego w takim razie my, którzy
jesteśmy jedną z najdoskonalszych sprzeczności tego świata,
dlaczego staramy się wyrobić pojęcie jakichkolwiek norm?
no i na jakiej podstawie będziemy oceniać co NORMĄ jest a co nie
jest, skoro nie istnieje we wszechświecie coś takiego jak
normalność?
Rushide twierdzi, że osobę która zacznie przekonywać innych, że
świat jest logiczny i wynika ze związków przyczynowo-skutkowych
należy zamknąć w wariatkowie! zgadzam się z nim trochę. trochę.
bo nie umiem się zgodzić na to, żeby ktokolwiek oceniał, że ktoś
jest wariatem, a drugi ktoś nie jest bo czym się różni wariat od
NORMALNEGO?
chyba tylko perspektywą spojrzenia na świat. a co złego jest w
innym spojrzeniu?
w każdym razie żyję sobie w mojej fascynacji światem. uwielbiam
obserwować bezradność ludzi wobec oczywistych spraw. uwielbiam
wprawiać ich w zakłopotanie zadając proste pytania, których
przyzwyczailiśmy się nie zadawać. wczoraj w klubie podszedł do
mnie mężczyzna. w sumie był fajny i miałam ochotę z nim pogadać.
więc kiedy po raz piętnasty zapytał mnie o coś tam zapytałam go
czy może mnie podrywa. kiedy powiedział, że nie odpowiedziałam -
szkoda, bo dzisiaj akurat nie szukam przyjaciół, więc szkoda
czasu. ale jakbyś zmienił zdanie to wróć.  niestety się
zarumienił. dlaczego boimy się nazywać rzeczy po imieniu?

ale to nie jest pierwszy raz. całkiem niedawno zauważyłam w
klubie chłopaka szałowo przystojnego. podeszłam więc do niego i
powiedziałam, że po imprezie zapraszam go do siebie na kawę. no
i co.... przez cztery godziny chłopak próbował mnie oczarować.
po co? zaprosiłam go na sex. ja miałam ochotę. on chyba też
skoro przyszedł. więc po co mi to całe gadanie, czarowanie i
ściemnianie? efekt był taki, że poprosiłam go, żeby już sobie
poszedł i przestał mnie dłużej nudzić. zmarnował mi wieczór.
może jestem zbyt bezpośrednia?
ale nie... wkurza mnie takie myślenie. większość konfliktów
bierze się z nieporozumień. sztandarowe hasło kłócących się
kochanków: gdybyś mnie kochał/a wiedział/abyś o co mi chodzi!
wariactwo na maxa. no chyba, że miłość daje dar czytania w
myślach - o czym ja oczywiści wiedzieć nie mogę, bo w życiu nie
byłam zakochana. ;))) ale moja filozofia jest i tak słuszna, bo
jeśli nawet można czytać w myślach to tym bardziej bezcelowe
jest owijanie w bawełnę i kamuflowanie tych myśli.

rapunzel : :